Wspomnienia parafian

Historia naszej parafii jest ciągle żywa, lecz narażona na zapomnienie. Pokolenie tych ludzi, którzy przybyli do Rzepedzi a następnie budowali dom Boży z roku na rok się pomniejsza. Warto, aby ich wspomnienia były żywe i nie odeszły razem z nimi, ale zostały przekazane kolejnym pokoleniom, które tą ciekawą, lecz trudną historią będą mogły się dzielić ze swoimi dziećmi, opowiadać o niej w różnych miejscach tam gdzie ich los pośle. Pewna parafianka zechciała się podzielić wspomnieniami o budowie świątyni, a przecież kościół to nie wszystko. Kościół to ludzie i ich życie, To wspólnota parafialna sprawia, że budujemy wspaniałą świątynie, która trwa przez lata.

Przyjechaliśmy z mężem w 1948 roku zastaliśmy domy po ukraińskie. Nie było nawet okien. W budynkach tych dawniej przebywali ludzie wraz z bydłem. Po malutko zaczęliśmy się czegoś dorabiać. Mąż pracował najpierw w lesie później na kolejce a następnie przy budowie zakładu. Życie nie było łatwe, trudno było cokolwiek kupić. Zasiane pola pustoszyły dziki i myszy. W dzisiejszych czasach zupełnie inaczej się żyje niż wówczas. Teraz jest dobrobyt nie tak jak to było wtedy.

W Komańczy nie było kościoła podczas wojny został spalony. Chodziło się do klasztoru tam msze św. odprawiał prałat ks. Porębski. Później zaproponował nam wyremontowanie cerkwi w Turzańsku. Zrobiliśmy schody, aby nie obchodzić, dookoła ale od razu do góry, wyremontowaliśmy ją. Ksiądz prałat poświęcił i zaczęto odprawiać w niej msze św. Początkowo dzieci się uczyły w cerkwi później zaczęły chodzić do domu pana Gabora, który już nie żyje. I tak upływał czas aż przyjechali “pewni panowie” najprawdopodobniej partyjni, którzy powiedzieli, aby się zapisać do tej wiary, do jakiej należy cerkiew. Poradziliśmy się księdza prałata. Powiedział nam jak chcecie, ale oni nie uznają Ojca Św. nie zgodziliśmy się, „…urodziliśmy się w tej wierze
i w tej wierze chcemy umrzeć”. Taka była nasza odpowiedz, gdy przyjechali oni jeszcze raz. Poszli do pana Gabora poprosili o klucze, że chcą się rozejrzeć w cerkwi, była to tylko wymówka, aby ją zamknąć. I znowu odnowa zaczęliśmy chodzić na nogach do Komańczy. Pociąg jeździł, ale godziny nie pasowały. W lecie jeszcze pół biedy, ale w zimie… śniegi, lody. Gdy się szło na pasterkę to wiele razy się upadło. Drogi nie było. Ksiądz Porębski chciał wybudować kościół w Rzepedzi. Pierwotnym miejscem budowy miał być plac na Kubie, lecz to miejsce nie pasowałoby ludziom z Rzepedzi. W końcu podjęto decyzje, że kościół ma być w Rzepedzi (gdzie jest aktualnie). Radość była ogromna, że będziemy mieć swój kościół. Materiały powoli były przygotowywane także już ks. prałat Porębski wyznaczył patrona, jakim miał być św. Maksymilian. Niestety ks. Porębski zmarł. Wszystko zostało na głowie ks. Bolesława Burka. Ponieważ ja z mężem w tym czasie budowałam dom dostawałam deputat na materiały a potem oddawałam na kościół. Pani Naczelnik z Mokrego mówiła tak, “że nasz ksiądz to taki, że trudno mu odmówić, ale cóż poradzę..”. Brałam więc materiały na siebie. Na początku zrobiliśmy tam budkę gdzie odprawiane były msze św. Kupiliśmy obraz MB Częstochowskiej do tej kaplicy. Z tą budką też mieliśmy przygody. Trzeba było zdobyć pozwolenie zebraliśmy się około dwudziestu kobiet i pojechaliśmy do Krosna do partii żeby dostać je. Powiedzieli nam tak, „…że dostaniecie, ale musicie rozebrać jakąś cerkiew….” Ksiądz Bolesław nie zgodził się na to. Wstawiał się w tej sprawie też biskup Józef Tokarczuk. Ciężko było bardzo, władza zaczęła karać. Nie raz przyjeżdżała do księdza, aby on pokazał dokumenty zezwalające na budowę
i odprawianie mszy św. ks., Bolesław tłumaczył się zawsze tak, „….że panowie są w pracy i ja też jestem…” (ubierał się wtedy do mszy św.) i mówił „…jak chcecie to poczekajcie….” Oni przeważnie odchodzili. Ogromną radość sprawiła nam pierwsza pasterka w Rzepedzi. Już bliżej schodziliśmy wtedy z Turzańska. Dzisiaj to już nikt na nogach nie chce iść wszystko samochodami a wtedy czy na pasterkę, czy na rezurekcje szło się na nogach.

Serdecznie redakcja dziękuje za tak wspaniale przywołane wspomnienia tych czasów, i prosi o kolejne świadectwa. Kończąc ten artykuł przytoczę wiersz, który wyrecytowała nam owa parafianka słów nauczyła się jeszcze w pierwszej klasie.

Z Bogiem z Bogiem każda sprawa tak mówili starzy

A gdy wezwiesz tej pomocy wszystko ci się zdarzy.

Masz się uczyć to pamiętaj z Bogiem zacznij dziatwo.

Bóg powiedział, że na nauka w głowę pójdzie łatwo

Idziesz w pole masz siać zboże z Bogiem zacznij prace

Bóg powiedział, że pomoże hojnie cię wzbogacę.

Idziesz w drogę z Bogiem wychodź z progu

Aby wrócić do niej szczęśliwie, to podziękuj Bogu

Parafianka z Turzańska T.K.

Turzańsk wrzesień 2007r.

Gdy zapadła decyzja, że kościół będzie budowany w Rzepedzi, należało uzyskać pozwolenie na budowę. Pozwolenie było uzależnione od decyzji Wydziału ds. Wyznań Urzędu Wojewódzkiego w Krośnie. Byłem jednym z tych, którzy wspomagali Ks. Burka w wyjazdach do Krosna. Dyrektorem tego urzędu był p. Liczmański (nazwiska tego nie zapomnę do końca życia), był to wyjątkowo perfidny człowiek, co innego myślał, co innego robił a co innego mówił. W Krośnie byliśmy kilkadziesiąt razy.
Za którymś razem, po otrzymaniu kolejnej odmowy postanowiliśmy udać się do Wojewody. W sekretariacie wszystkich nas szczegółowo wylegitymowano i spisano. Przyjął nas wicewojewoda (nazwiska nie pamiętam). Po przedstawieniu naszych spraw obiecał zająć się tym. Na drugi dzień po wizycie u wojewody do dyrektora zakładów drzewnych zgłosił się „ubek” polecając dyrektorowi, by mnie zwolnił z pracy. Dyrektor poprosił, by ten dał mu na to pismo. Pisma nie przedłożył, a ja pracowałem dalej.
Po otrzymaniu upragnionego pozwolenia na budowę kościoła przystąpiliśmy do budowy drogi. Nadmienić należy, że teren ten zasadniczo różnił się od tego, co jest obecnie. Przy budowie drogi czynny udział brali mieszkańcy Turzańska. Kilkadziesiąt furmanek woziło kamień z rzeki i w ten sposób usypywano koronę drogi. Teren był tak rozmokły, że konie się zapadały w błocie.
Jak droga była już częściowo przejezdna, na górce (obok dzwonnicy) wybudowano szopę-magazyn, gdzie składowano cement, wapno i inny sprzęt potrzebny do pracy. Mimo że droga była przejezdna dla furmanek, samochód z cegłą nie mógł wyjechać na górkę, cegłę składowano obok drogi na dole. Cegła ta wędrowała podając jeden drugiemu i tak kilkadziesiąt osób przez kilka dni przemieszczono z dołu na plac budowy. W tym czasie nikt nie dysponował żadnym sprzętem ułatwiającym pracę. Jedynym spychaczem dysponowało Nadleśnictwo w Komańczy.
Obecnie przystępując do budowy zamawia się sprzęt i materiały, jak budowano kościół sprzęt i materiały należało „załatwić”. W ten sposób „załatwiono” spychacz z Komańczy. Spychaczem tym wyrównano teren pod budowę a część ziemi przemieszczono na poszerzenie drogi. Poszerzając drogę spychacz utonął w błocie. Przez kilkadziesiąt godzin przy pomocy podkładów kolejowych i podnośników różnego rodzaju staraliśmy się podnieść tonący w błocie spychacz.
Pojawiają się głosy, dlaczego kościół nie został wybudowany niżej, np. na wysokości figury Matki Bożej – niestety w tym miejscu było mokradło i tam utonął spychacz.
W Rzepedzi nie byłoby kościoła, gdyby nie było Ks. prałata Porębskiego i Ks. Bolesława Burka. Ks. Porębski fizycznie mieszkał w Komańczy, ale myślami był w Rzepedzi.
Część materiałów budowlanych jak deski i kilkadziesiąt arkuszy blachy które były w Komańczy zakupił Ks. Porębski.
Po śmierci Ks. Porębskiego zamiary i plany przejął Ks. Bolesław Burek i plany te sukcesywnie wcielał w życie. Ks. Burek potrafił tak zintegrować mieszkańców Rzepedzi i okolicznych wiosek, że nie było takich, którzy by odmówili pracy przy budowie kościoła.
Nie mogę pominąć jednego z dyrektorów Zakładów Drzewnych (a było ich kilkunastu), był nim p. Andrzej Kozdrój. On jeden interesował się budową kościoła (bywał na budowie) i jak trzeba było, przymykał oko na to, co pracownicy wykonywali na terenie zakładów z przeznaczeniem na budowę kościoła.
Jedynym sprzętem, z którego korzystano przy budowie była betoniarka a w okresie późniejszym dźwig wypożyczony z zakładów. Korzystano również ze środków transportowych zakładów.
Wszystkie prace wykonywane były przez mieszkańców obecnej wspólnoty parafialnej.
Wiadomym jest, ile zużyto materiałów budowlanych, lecz nie jest wiadomym, w jaki sposób i jakimi drogami Ks. Burek załatwiał te materiały. W tym czasie obowiązywała reglamentacja towarów, nikt oficjalnie nie przydzielił niczego, co było potrzebne do budowy. Była propozycja wyburzenia cerkwi w Daliowej a nawet wsparcie finansowe za wyburzenie tej cerkwi. Obecnie cerkiew ta została wyremontowana i służy mieszkańcom Daliowej.
W dniu 5 czerwca 1981 r. Ks. Bp Ignacy Tokarczuk w obecności licznie zebranych mieszkańców dokonał uroczystego wmurowania kamienia węgielnego pod budowę kościoła.

Parafianin z Rzepedzi